To może teraz ja.
Dołączyłam dopiero w sobotę rano. Zwodowałam się ok. kilometr za mostem w Annopolu, mając za zadanie znaleźć po lewej stronie wysepkę, na której biwakowali koledzy. Malownicze kolory łódek widać było już z daleka.
Nie można było nie zauważyć.
Odtąd płyniemy już razem.
Wisła ma ponad 4,5 metra, ale poprzedniego dnia miała powyżej 5 metrów
i niosła wspaniale, jak mi opowiedziano. Teraz już znacznie wolniej.
Kilometry mijają nie wiadomo kiedy. Robimy sobie odpoczynek na wyspie. Ta chyba należy do bobrów.
Piaseczek zachęca do wylegiwania się. I oczywiście małego co nieco.
Niedługo potem przepływamy obok kamieniołomu, obecnie już nieczynnego, Kaliszany.
To niezwykle malownicze miejsce nad Wisłą, z którego rozciąga się ładny widok na dolinę rzeki.
A tu już pałacyk-restauracja w Piotrawinie. W tle widać sanktuarium św. Stanisława, czyli najstarszą parafię w diecezji lubelskiej.
Trzej muszkieterowie na wodzie.
Powoli na horyzoncie zaczyna majaczyć most w Kamieniu. To most drogowy na 333 kilometrze Wisły w ciągu drogi wojewódzkiej pomiędzy miejscowościami Kamień w województwie lubelskim i Solec nad Wisłą w województwie mazowieckim.
Most łączy Lubelszczyznę z Mazowszem i Świętokrzyskiem. Został oddany do użytku w październiku 2015 r.
Płynęłam tędy w 2012 r, kiedy jeszcze był w fazie budowy.
Ciekawostka. Poprzedni most w tym miejscu był oddany do użytku 5 lipca 1939 roku, jako jeden z 8 półstałych mostów operacyjnych wybudowanych na zlecenie Ministerstwa Spraw Wojskowych przez Ministerstwo Komunikacji. Miał 1096 m długości, składał się z czterech przęseł żeglownych zbudowanych z blachownic o długości 34 m oraz 60 przęseł ze stalowych dwuteowych belek o długości 16 m. Na tej konstrukcji spoczywały belki poprzeczne i drewniany pomost. Most był dwukierunkowy - jezdnia miała 6 m szerokości, chodniki po 0,5 m. Od 4 września 1939 roku most wchodził w skład południowego odcinka obronnego. W wyniku walk prowadzonych z Niemcami na zachodnim przedmościu, został wysadzony 11 września 1939 roku przez wycofujące się Wojsko Polskie. Odbudowę mostu planowano od zakończenia II wojny światowej, co udało się dopiero teraz...
Gonią nas chmury. Zaczynam słyszeć spiskowe teorie co do mojej osoby. Podobno zaczyna padać, gdy się pojawiam.
Zarządzam postój w miejscowości Kłudzie, gdzie kiedyś była przeprawa promowa.
Zanim dopłyniemy do brzegu, musimy zmierzyć się z silnym nurtem pchającym nas na betonowe płyty ułożone w poprzek rzeki (pozostałości po moście wojskowym).
Przy rzece znajduje się tablica ukazująca skalę powodzi w 2010 r.
Okoliczne wsie bardzo wówczas ucierpiały, zwłaszcza Wilków koło Kazimierza Dolnego.
Zaczyna lać. Na szczęście możemy to przeczekać pod wiatą.
Początkowo mamy towarzystwo miejscowych piwożłopów, ale wkrótce nas opuszczają.
foto Łysy:
Leje i leje. Ale prognozy są w miarę optymistyczne - czeka nas co najmniej dwie godziny bez deszczu,
trzeba zatem zewrzeć szeregi i ruszać w drogę.
Foto Łysy:
Prognozy się sprawdzają, ulewa zmienia się w kropienie, a to w mżawkę, potem opad ustępuje.
Można cieszyć się pięknym spokojem wody.
Mijamy ptasią wyspę. Odgłosy tutejszych mew będziemy słyszeć przez pół nocy.
Choć można by jeszcze z godzinę płynąć, decydujemy się znaleźć miejsce na biwak.
W pobliżu Kazimierza może być sporo ludzi, których należy unikać, poza tym, kończy się okno pogodowe.
Wypatrzyłam ładny brzeg po lewej stronie. Łysy wysiada i idzie sprawdzić. Zostajemy.
Można zająć się rozpalaniem ogniska.
Ale chmury krążą złowrogo nad głowami. Trzeba się będzie schować do "świetlicy" w namiocie Włodka.
Humory dopisują, śmiania, że brzuchy bolą. Po ustaniu deszczu wracamy na chwilę do ogniska, a potem spać.
W nocy słyszę krążącego zwierza. Po "szczekaniu" rozpoznaję lisa i decyduję się wyjść z namiotu.
Lis ucieka, pozostawiając charakterystyczny zapach. Chyba niczego u nas ciekawego nie znalazł. Jest 3 nocy, zaczynają hałasować ptaki.